Lidia. Dziewczyna wampirów. Rozdział 3
Witajcie. Chciałabym ubarwić wam resztę tego dnia, więc dodaje kolejny rodział mojego opowiadania, który udało mi się dla was dzisiaj skończyć. Trochę odsunęłam się od głównej bohaterki, ale myślę, że z kolejnym rozdziałem się poprawię. ;) Życzę miłego czytania, a ja idę i biorę się za pisanie kolejnego rozdziału :)
Anastazja szła pewnym krokiem w kierunku strzeżonych przez dwóch wysokich wampirów drzwi. Ubrani byli w białe mundury, które ozdobione były błękitnymi elementami. Spojrzeli na nią, a spod zakrywających ich głowy kapturów, zauważyła czerwony błysk. Nie bała się ich, choć powinna. Mieli wyższy stopień w hierarchii i dysponowali dużo większą siłą niż ona sama. Żaden z wampirów nie mógł się równać z mocą oddziału królewskiego, ponieważ zostali obdarowani przez króla jego siłą. Jego krwią. Zatrzymała się parę metrów przed nimi.
- Król czeka na ciebie, Anastazjo Azim - oznajmił wampir, otwierając drzwi. - Możesz wejść.
Spojrzała na drugiego wampira, który dyskretnie kiwnął głową i zrobił krok do tyłu. Weszła do środka, a drzwi od razu zamknęły się za nią. Zatrzymała się przed biurkiem i ukłoniła się, pomimo że król stał wpatrzony w znajdujący się za oknem pałacowy ogród. Widziała jego odbicie w szybie. Wyglądał na zamyślonego.
- Zachowanie wilkołaków doprowadzi nas wszystkich do wojny ze śmiertelnikami - powiedział, przerywając znajdującą się między nimi ciszę. - Do wojny, którą wolałbym uniknąć nawet bardziej niż wojny z nimi samymi.
Anastazja spojrzała na znajdujące się na biurku dokumenty, wśród których zauważyła pisane ręcznie raporty z drugiego i trzeciego oddziału wampirów. Rozpoznała je po znajdujących się na nich czerwonych pieczęciach w kształcie głowy geparda i kozła.
- Nie sądzisz, królu, że tutaj chodzi o coś więcej? Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawili się akurat po tym, jak urodziła się Lidia. Może i nie jest godna naszego zainteresowania, bo jest tylko śmiertelniczką, ale nie da się ukryć, że jej krew da moc temu, kto ją wypije. Nie pochodzi ze zwykłej rodziny.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego też cały czas znajduje się pod okiem moich synów. Apropo nich. - Uśmiechnął się delikatnie. - Wezwałem cię, bo mam dla ciebie specjalne zadanie. Otóż chcę, abyś pojechała do nich. Wampiry pewnego dnia będą potrzebować mojego następcy, a jak na razie żaden z nich nie jest godzien zasiąść na tronie, a co dopiero zacząć rządzić. - Odwrócił głowę w jej stronę. - Przy okazji miałabyś oko na Lidię.
- Czy ja wyglądam na niańkę? - spytała z ironią. - Mam pod sobą wojsko wampirów, za które jestem odpowiedzialna i które nie mogę zostawić bez dowódcy. Nie, gdy wilkołaki coraz bardziej atakują, przez co my tracimy coraz więcej wampirów.
- Jesteś, jak na tą chwilę najmłodszą ze wszystkich dowódców i przy okazji jedyną wampirzycą, której mogę powierzyć takie zadanie. Tylko do ciebie mam zaufanie. Nikt tak dobrze jak ty nie dogada się z moimi synami. Tobie będzie najłatwiej do nich dotrzeć. Jesteś w wieku mojego najstarszego syna.
Pojawił się za nią, a dłonią dotknął delikatnych jak jedwab i czarnych jak najczarniejsza noc bez gwiazd włosów. Ciarki przeszły przez jej ciało.
- I już osiągnęłaś więcej niż on do tej chwili, chociaż w jego żyłach płynie moja najczystsza krew. Siła, której żaden z nich nie potrafi sporzytkować, obudzić w sobie, choć już dawno powinni to zrobić. - Pojawił się przed nią i opuszkami palców dotknął jej bladego policzka. - Ktoś musi ich pokierować i to musisz być ty. Nikt tak dobrze nie potrafi wyciągnąć z wojowników siły jak i pasji do walki. Tylko ty potrafisz wpłynąć na ambicje i zmotywować wojowników. Nie bez przyczyny jesteś dowódcą.
Odtrąciła jego dłoń i cofnęła się do tyłu.
- To i tak nie zmienia faktu, że nie jestem opiekunką a zwłaszcza dla wyrośniętych królewskich synów. Radzę królowi znaleźć kogoś bardziej kompetentnego do tego zadania. Ja się w tym zadaniu nie widzę. - Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.
- Gdybym nie był królem, martwiłbym się o swoją pozycję. Na szczęście mogę spać spokojnie. A ty, moja droga Anastazjo, jutro wyruszasz w drogę, oczywiście ze swoim zastępcą. Nawet tam możecie natknąć się na wilkołaki. Jeszcze nie odzyskałaś w pełni swoich sił po ostaniej walce i przy okazji ja będę spokojniejszy, gdy Natan będzie blisko ciebie.
Spojrzała ze zdziwieniem na króla.
- Chcesz mój oddział pozbyć dowódcy i jednocześnie zastępcy? Spisujesz mój oddział na śmierć podczas walki z wilkołakami.
- W tym czasie znajdą się pod opieką dowódcy pierwszego oddziału wampirów. Będą pod dobrą opieką.
Pisk!
Anastazja otworzyła przerażone oczy, gdy poczuła, że jej ciało mimowolnie zaczęło lecieć do przodu. Natan zacisnął dłoń na jej barku i przyciągnął ją spowrotem do oparcia fotela. Spojrzała na niego zdezorientowana, on zaś wpatrzony był w okno, przez które do wnętrza wpadało mgliste światło.
- Ciekawe czemu tak gwałtownie zahamowało? Długo spałaś. - Uśmiechnął się lekko do niej, zamykając książkę, którą trzymał w drugiej dłoni. - Jesteśmy na miejscu. Miasto Rad.
Wstał i ściągnął znajdujące się górze dwa bagaże. Swoją torbę położył na fotelu i schował do niej swoją książkę. Znieruchomiał, gdy do jego uszu dotarło ciche sapanie. Spojrzał kontem oka na Anastazję, która wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenie i odwróciła głowę w stone okna. Natan wyprostował się i podszedł powoli do niego. Cicho otworzył je, a zimny wiatr zderzył się z jego twarzą. Rozejrzał się po dworcu. Znajdowali się pod przezroczystą kopułą, na której znajdowały się poroztawiane światła. Wszystko, co znajdowało się dalej, pozostawało pogrążone w ciemności, na ktorej się skupił. Długa przestrzeń, która ogrodzona była metalowym ogrodzeniem, za którym znajdowała się nieco wyżej pusta przestrzeń.
Ludzie zaczęli wysiadać z wagonów, a dźwięki ich kroków, rozmów i toczących się za nimi walizek dotarły do uszu Natana. Westchnął i zamknął okno.
- Jeżeli jest gdzieś tutaj, to i tak na tą chwilę go nie znajdziemy. Z drugiej strony lepiej abyśmy w ogóle na niego nie wpadli. Ludzie i tak wystarczającą dużo wiedzą na nasz i wilkołaków temat, a ty powinnaś jeszcze odpoczywać.
- Zaczynasz mówić jak król. - Wstała i chwyciła za ucho od swojej walizki. - Chodzmy. Im szybciej zrobimy to, co mamy do zrobienia, tym szybciej wrócimy do swoich poważniejszych zadań. - Zerknęła na niego z pewnym siebie uśmiechem. - Sam na dwa wampiry? Atakując nas, spiszę na siebie wyrok śmierci. Choć w stanie głodu oni są w stanie zrobić prawie wszystko, aby tylko go zaspokoić. Z tego, co udało się zauważyć, są wtedy bardziej nieobliczalni i niebezpieczni.
- Pod tym względem dużo się od nas nie różnią tak samo jak i my.
- Bardzo prawdopodobne - powiedziała, uśmiechając się. - Chociaż nie byłabym do końca tak tego pewna.
Przyjrzał się jej z widoczną podejrzliwością.
Łowca powoli podszedł do martwego ciała wilkołaka, uważając, aby nie wdepnąć w sączącą się gęsta ciecz. Nie miał zamiaru ubrudzić się krwią potwora, który bez litości zabijał bezbronnych i pożerał ich ciała, aby jedynie nasycić swój głód i żądze mordu. Zwierzęta, które nie kierowało się niczym innym jak samym instynktem. Przyjrzał mu się z widocznym obrzydzeniem i zacisnął prawą dłoń na rękojeści miecza. Jednym ruchem wyciągnął ostrze, rozpryskując delikatnie krew, znajdującą się na ostrzu.
- Śmierdzące truchło - oznajmił, przecierając miecz. - Żebyście w piekle zginęli. Tam jest wasze miejsce, demony.
Schował miecz i podniósł wzrok na stojący na peronie pociąg, zza którego zauważył idącą Anastazję z Natanen. Kącik jej ust lekko drgnął, a w jego oczach widać było przebiegłość. Czuł ich zapach.
- Wampiry.
Oparł szybko plecy o zimną ścianę niewielkiego budynku, unikając wzroku Anastazji. Wampirzyca rozejrzała się do okoła, lecz nie zauważyła nic niepokojącego, ale i ten fakt nie dawał jej spokoju. Czuła, że coś jest nie tak. Natan przyglądał jej się uważnie, przy czym ostrożnie wędrował wzrokiem po przestrzeni. Nie zależnie od tego kto to był, mógł ich zaatakować z każdej strony. Położył powoli dłoń na mieczu i nasłuchiwał. Był gotowy do ataku i obrony siebie jak i Anastazji.
- Chodźmy dalej - oznajmiła Anastazja, odwracając głowę w stronę Natana. - Nic tu po nas, a dobrze byłoby dzisiaj zdążyć odwiedzić jeszczę jedno miejsce, nim pójdziemy do synów króla.
- Oczywiście. Poza tym myślę, że i tak nie mamy co się tak do nich spieszyć, bo zapewnie i tak nie cieszą się na myśl o naszym przyjeździe.
Anastazja minęła go i powiedziała;
- Nie stój tylko chodź. Dzień jest coraz bliżej a też nie mam zamiaru być tutaj nie wiadomo jak długo. To, że tobie się nie spieszy, nie oznacza, że mi również.
- Doskonale o tym wiem. Już nie raz dałaś mi to do zrozumienia. Najlepiej zrobisz, jak się z tym pogodzisz. Nie zmienisz decyzji króla, a za nie długo znajdziemy się u nich. Chcąc nie chcąc, bdziesz musiała zrobić to, co król ci rozkazał.
Anastazja zatrzymała się i zacisnęła dłoń w pięść. Miała ochotę go uderzyć. Wzięła dwa głębsze wdechy.
- Nie chodzi tu o zadanie, lecz o sam fakt, że mój oddział jest pozostawiony sam sobie, gdy toczy się walka o życie wszystkich wampirów. Wilkołaki są bezwzględni, a ich siła przeważa nad naszą. Jeżeli szybko czegoś nie zrobimy, wszystkie wampiry zginą lub co gorsza zostaną ich więźniami.
- Doskonale wiesz o tym, że nie wszyscy mogą o tym wiedzieć. Król zabronił mówić o problemie z wilkołakami wszystkim, którzy nie są wtajemniczeni. Dla dobra nas wszystkich, nie chcę wzbudzać paniki.
- Śmieszne. - Poszła przed siebie. - Takim działaniem pogorszę naszą sytuację a dodatkowo król już spisuje na nas wyrok śmieć. Zacznij kopać swój własny grób.
Natan patrzył jak się oddala. Wyciągnął z kieszeni spodni zegarek i spojrzał na godzinę. Było już po trzeciej. Westchnął. Nie znosił tej godziny. Kojarzyła mu się z zdarzeniem z przed miesiąca. Zacisnął zegarek mocno w dłoni. Nie chciał do tego wracać, lecz co by nie zrobił, nie był w stanie wymazać z głowy jednego momentu. Chwili, gdy toczyli walkę z wilkołakami, w której o mało nie zginęli, kiedy prawie Anastazja nie wydała ostatniego oddechu po ugryzieniach przez jednego z nich. Nie chciał, aby się to kiedykolwiek powtórzyło.
Zamknął oczy. Schował zegarek spowrotem do kieszeni i znikł, a znajdująca się nad nim żarówka pękła.
Anastazja szła pewnym krokiem w kierunku strzeżonych przez dwóch wysokich wampirów drzwi. Ubrani byli w białe mundury, które ozdobione były błękitnymi elementami. Spojrzeli na nią, a spod zakrywających ich głowy kapturów, zauważyła czerwony błysk. Nie bała się ich, choć powinna. Mieli wyższy stopień w hierarchii i dysponowali dużo większą siłą niż ona sama. Żaden z wampirów nie mógł się równać z mocą oddziału królewskiego, ponieważ zostali obdarowani przez króla jego siłą. Jego krwią. Zatrzymała się parę metrów przed nimi.
- Król czeka na ciebie, Anastazjo Azim - oznajmił wampir, otwierając drzwi. - Możesz wejść.
Spojrzała na drugiego wampira, który dyskretnie kiwnął głową i zrobił krok do tyłu. Weszła do środka, a drzwi od razu zamknęły się za nią. Zatrzymała się przed biurkiem i ukłoniła się, pomimo że król stał wpatrzony w znajdujący się za oknem pałacowy ogród. Widziała jego odbicie w szybie. Wyglądał na zamyślonego.
- Zachowanie wilkołaków doprowadzi nas wszystkich do wojny ze śmiertelnikami - powiedział, przerywając znajdującą się między nimi ciszę. - Do wojny, którą wolałbym uniknąć nawet bardziej niż wojny z nimi samymi.
Anastazja spojrzała na znajdujące się na biurku dokumenty, wśród których zauważyła pisane ręcznie raporty z drugiego i trzeciego oddziału wampirów. Rozpoznała je po znajdujących się na nich czerwonych pieczęciach w kształcie głowy geparda i kozła.
- Nie sądzisz, królu, że tutaj chodzi o coś więcej? Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawili się akurat po tym, jak urodziła się Lidia. Może i nie jest godna naszego zainteresowania, bo jest tylko śmiertelniczką, ale nie da się ukryć, że jej krew da moc temu, kto ją wypije. Nie pochodzi ze zwykłej rodziny.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego też cały czas znajduje się pod okiem moich synów. Apropo nich. - Uśmiechnął się delikatnie. - Wezwałem cię, bo mam dla ciebie specjalne zadanie. Otóż chcę, abyś pojechała do nich. Wampiry pewnego dnia będą potrzebować mojego następcy, a jak na razie żaden z nich nie jest godzien zasiąść na tronie, a co dopiero zacząć rządzić. - Odwrócił głowę w jej stronę. - Przy okazji miałabyś oko na Lidię.
- Czy ja wyglądam na niańkę? - spytała z ironią. - Mam pod sobą wojsko wampirów, za które jestem odpowiedzialna i które nie mogę zostawić bez dowódcy. Nie, gdy wilkołaki coraz bardziej atakują, przez co my tracimy coraz więcej wampirów.
- Jesteś, jak na tą chwilę najmłodszą ze wszystkich dowódców i przy okazji jedyną wampirzycą, której mogę powierzyć takie zadanie. Tylko do ciebie mam zaufanie. Nikt tak dobrze jak ty nie dogada się z moimi synami. Tobie będzie najłatwiej do nich dotrzeć. Jesteś w wieku mojego najstarszego syna.
Pojawił się za nią, a dłonią dotknął delikatnych jak jedwab i czarnych jak najczarniejsza noc bez gwiazd włosów. Ciarki przeszły przez jej ciało.
- I już osiągnęłaś więcej niż on do tej chwili, chociaż w jego żyłach płynie moja najczystsza krew. Siła, której żaden z nich nie potrafi sporzytkować, obudzić w sobie, choć już dawno powinni to zrobić. - Pojawił się przed nią i opuszkami palców dotknął jej bladego policzka. - Ktoś musi ich pokierować i to musisz być ty. Nikt tak dobrze nie potrafi wyciągnąć z wojowników siły jak i pasji do walki. Tylko ty potrafisz wpłynąć na ambicje i zmotywować wojowników. Nie bez przyczyny jesteś dowódcą.
Odtrąciła jego dłoń i cofnęła się do tyłu.
- To i tak nie zmienia faktu, że nie jestem opiekunką a zwłaszcza dla wyrośniętych królewskich synów. Radzę królowi znaleźć kogoś bardziej kompetentnego do tego zadania. Ja się w tym zadaniu nie widzę. - Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.
- Gdybym nie był królem, martwiłbym się o swoją pozycję. Na szczęście mogę spać spokojnie. A ty, moja droga Anastazjo, jutro wyruszasz w drogę, oczywiście ze swoim zastępcą. Nawet tam możecie natknąć się na wilkołaki. Jeszcze nie odzyskałaś w pełni swoich sił po ostaniej walce i przy okazji ja będę spokojniejszy, gdy Natan będzie blisko ciebie.
Spojrzała ze zdziwieniem na króla.
- Chcesz mój oddział pozbyć dowódcy i jednocześnie zastępcy? Spisujesz mój oddział na śmierć podczas walki z wilkołakami.
- W tym czasie znajdą się pod opieką dowódcy pierwszego oddziału wampirów. Będą pod dobrą opieką.
Pisk!
Anastazja otworzyła przerażone oczy, gdy poczuła, że jej ciało mimowolnie zaczęło lecieć do przodu. Natan zacisnął dłoń na jej barku i przyciągnął ją spowrotem do oparcia fotela. Spojrzała na niego zdezorientowana, on zaś wpatrzony był w okno, przez które do wnętrza wpadało mgliste światło.
- Ciekawe czemu tak gwałtownie zahamowało? Długo spałaś. - Uśmiechnął się lekko do niej, zamykając książkę, którą trzymał w drugiej dłoni. - Jesteśmy na miejscu. Miasto Rad.
Wstał i ściągnął znajdujące się górze dwa bagaże. Swoją torbę położył na fotelu i schował do niej swoją książkę. Znieruchomiał, gdy do jego uszu dotarło ciche sapanie. Spojrzał kontem oka na Anastazję, która wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenie i odwróciła głowę w stone okna. Natan wyprostował się i podszedł powoli do niego. Cicho otworzył je, a zimny wiatr zderzył się z jego twarzą. Rozejrzał się po dworcu. Znajdowali się pod przezroczystą kopułą, na której znajdowały się poroztawiane światła. Wszystko, co znajdowało się dalej, pozostawało pogrążone w ciemności, na ktorej się skupił. Długa przestrzeń, która ogrodzona była metalowym ogrodzeniem, za którym znajdowała się nieco wyżej pusta przestrzeń.
Ludzie zaczęli wysiadać z wagonów, a dźwięki ich kroków, rozmów i toczących się za nimi walizek dotarły do uszu Natana. Westchnął i zamknął okno.
- Jeżeli jest gdzieś tutaj, to i tak na tą chwilę go nie znajdziemy. Z drugiej strony lepiej abyśmy w ogóle na niego nie wpadli. Ludzie i tak wystarczającą dużo wiedzą na nasz i wilkołaków temat, a ty powinnaś jeszcze odpoczywać.
- Zaczynasz mówić jak król. - Wstała i chwyciła za ucho od swojej walizki. - Chodzmy. Im szybciej zrobimy to, co mamy do zrobienia, tym szybciej wrócimy do swoich poważniejszych zadań. - Zerknęła na niego z pewnym siebie uśmiechem. - Sam na dwa wampiry? Atakując nas, spiszę na siebie wyrok śmierci. Choć w stanie głodu oni są w stanie zrobić prawie wszystko, aby tylko go zaspokoić. Z tego, co udało się zauważyć, są wtedy bardziej nieobliczalni i niebezpieczni.
- Pod tym względem dużo się od nas nie różnią tak samo jak i my.
- Bardzo prawdopodobne - powiedziała, uśmiechając się. - Chociaż nie byłabym do końca tak tego pewna.
Przyjrzał się jej z widoczną podejrzliwością.
Łowca powoli podszedł do martwego ciała wilkołaka, uważając, aby nie wdepnąć w sączącą się gęsta ciecz. Nie miał zamiaru ubrudzić się krwią potwora, który bez litości zabijał bezbronnych i pożerał ich ciała, aby jedynie nasycić swój głód i żądze mordu. Zwierzęta, które nie kierowało się niczym innym jak samym instynktem. Przyjrzał mu się z widocznym obrzydzeniem i zacisnął prawą dłoń na rękojeści miecza. Jednym ruchem wyciągnął ostrze, rozpryskując delikatnie krew, znajdującą się na ostrzu.
- Śmierdzące truchło - oznajmił, przecierając miecz. - Żebyście w piekle zginęli. Tam jest wasze miejsce, demony.
Schował miecz i podniósł wzrok na stojący na peronie pociąg, zza którego zauważył idącą Anastazję z Natanen. Kącik jej ust lekko drgnął, a w jego oczach widać było przebiegłość. Czuł ich zapach.
- Wampiry.
Oparł szybko plecy o zimną ścianę niewielkiego budynku, unikając wzroku Anastazji. Wampirzyca rozejrzała się do okoła, lecz nie zauważyła nic niepokojącego, ale i ten fakt nie dawał jej spokoju. Czuła, że coś jest nie tak. Natan przyglądał jej się uważnie, przy czym ostrożnie wędrował wzrokiem po przestrzeni. Nie zależnie od tego kto to był, mógł ich zaatakować z każdej strony. Położył powoli dłoń na mieczu i nasłuchiwał. Był gotowy do ataku i obrony siebie jak i Anastazji.
- Chodźmy dalej - oznajmiła Anastazja, odwracając głowę w stronę Natana. - Nic tu po nas, a dobrze byłoby dzisiaj zdążyć odwiedzić jeszczę jedno miejsce, nim pójdziemy do synów króla.
- Oczywiście. Poza tym myślę, że i tak nie mamy co się tak do nich spieszyć, bo zapewnie i tak nie cieszą się na myśl o naszym przyjeździe.
Anastazja minęła go i powiedziała;
- Nie stój tylko chodź. Dzień jest coraz bliżej a też nie mam zamiaru być tutaj nie wiadomo jak długo. To, że tobie się nie spieszy, nie oznacza, że mi również.
- Doskonale o tym wiem. Już nie raz dałaś mi to do zrozumienia. Najlepiej zrobisz, jak się z tym pogodzisz. Nie zmienisz decyzji króla, a za nie długo znajdziemy się u nich. Chcąc nie chcąc, bdziesz musiała zrobić to, co król ci rozkazał.
Anastazja zatrzymała się i zacisnęła dłoń w pięść. Miała ochotę go uderzyć. Wzięła dwa głębsze wdechy.
- Nie chodzi tu o zadanie, lecz o sam fakt, że mój oddział jest pozostawiony sam sobie, gdy toczy się walka o życie wszystkich wampirów. Wilkołaki są bezwzględni, a ich siła przeważa nad naszą. Jeżeli szybko czegoś nie zrobimy, wszystkie wampiry zginą lub co gorsza zostaną ich więźniami.
- Doskonale wiesz o tym, że nie wszyscy mogą o tym wiedzieć. Król zabronił mówić o problemie z wilkołakami wszystkim, którzy nie są wtajemniczeni. Dla dobra nas wszystkich, nie chcę wzbudzać paniki.
- Śmieszne. - Poszła przed siebie. - Takim działaniem pogorszę naszą sytuację a dodatkowo król już spisuje na nas wyrok śmieć. Zacznij kopać swój własny grób.
Natan patrzył jak się oddala. Wyciągnął z kieszeni spodni zegarek i spojrzał na godzinę. Było już po trzeciej. Westchnął. Nie znosił tej godziny. Kojarzyła mu się z zdarzeniem z przed miesiąca. Zacisnął zegarek mocno w dłoni. Nie chciał do tego wracać, lecz co by nie zrobił, nie był w stanie wymazać z głowy jednego momentu. Chwili, gdy toczyli walkę z wilkołakami, w której o mało nie zginęli, kiedy prawie Anastazja nie wydała ostatniego oddechu po ugryzieniach przez jednego z nich. Nie chciał, aby się to kiedykolwiek powtórzyło.
Zamknął oczy. Schował zegarek spowrotem do kieszeni i znikł, a znajdująca się nad nim żarówka pękła.
Komentarze
Prześlij komentarz